To naprawdę wstyd, żeby osoba mieszkająca w Gdańsku wybierała się na spacer po Sopocie raz na dwa lata. A jednak był mi potrzebny kopniak w postaci spotkania autorów, blogerów i innych uzależnionych od książek indywiduów, żeby wyciągnąć mnie z domu – nad morze i do ludzi.
Każdy na pewno dobrze zna to uczucie, kiedy wchodzi po raz pierwszy do zgranego, świetnie ze sobą zżytego towarzystwa, gdzie każdy każdego świetnie zna i lubi. Zapewne wyglądałam trochę jak wystraszony żuczek, kiedy weszłam cichaczem na piątą już edycję kameralnego spotkania „A może nad morze? Z książką” w sopockiej Zatoce Sztuki. Wszyscy wokół witali się serdecznymi uściskami, a ja onieśmielona twarzami znanymi z internetów, stałam na środku z butami w garści jak ostatnia sierotka. Szybko wyczaiłam kogoś równie zagubionego jak ja i czym prędzej się przykolegowałam. Wobec czego imprezę zaczęłyśmy we dwie z nowo poznaną Martą podgryzając ciasteczka, obczajając ukradkiem telefony i próbując rozkręcić kulejącą, jak to na początku, rozmowę.
I wiecie co? Ten stan rzeczy trwał jakieś pół godziny. Ani się obejrzałam, a znajdowałam się w centrum rozmów i śmiechów, a z osoby, która robiła zdjęcia wszystkim grupkom znajomych zmieniłam się w osobę przed obiektywem. W dodatku wraz ze świeżo upieczonymi znajomymi! Naprawdę nigdy nie spotkałam się z tak otwartą, ciepłą i sympatyczną grupą pozytywnych wariatów, którzy „nowego na pokładzie” witają z szeroko rozpostartymi ramionami. Po kilku godzinach czułam się jak u siebie. Nie wiem co to za magia, ale uzależniłam się od niej momentalnie.
Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem spotkania przyłączyłam się do wspólnego czytania na lekko wilgotnym piasku sopockiej plaży w ramach akcji „Woluminy. Głos książki” organizowanej przez Szufladopółkę. To świetna inicjatywa mająca na celu promowanie czytelnictwa jako sposobu na codzienną nudę dopadającą nas w wielu zupełnie prozaicznych sytuacjach – w kolejce do lekarza, w stojącym w korku autobusie, czy podczas niecierpliwego oczekiwania na rozpoczęcie spotkania. Cały myk polega na tym, by czytać na głos – i sobie i innym znudzonym towarzyszom niedoli. Właśnie w ten sposób po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Agnieszki Pruskiej, która również przeczytała nam kilka stron swojej książki. W „Żeglażu” zakochałam się od dziesiątej strony, czyli od pierwszego trupa, koniecznie muszę dokończyć go na własną rękę. Pierwsze lody zostały przełamane, bo powiem wam w sekrecie, że Zuzanna Szufladopółka jest ekstra!
Kolejnym sposobem na poznanie nowych ludzi, był quiz integracyjny przygotowany przez pomysłodawczynie sopockich spotkań – Beatę Bookfę (blog Lost.In.The.Library) oraz Beatę z bloga Co warto czytać?, który z daleka przypominał maturę, a okazał się być znacznie trudniejszy. Moja grupa nadała mu godny tytuł „Najbardziej znani autorzy i ich najmniej znane dzieła” a wystarczyło zaledwie dopasować nazwiska pisarzy do tytułów dzieł… Cóż, mój wynik to 1/30. Ale nic nie integruje równie skutecznie, co wspólna niewiedza i porządna burza mózgów!
Wielka książkowa wymiana, zbiórka książek dla Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni w ramach akcji „Wędrujące książki”, niejedno losowanie książkowych gadżetów i czas na gadanie, gadanie, gadanie… W końcu miałam z kim się nagadać. O książkach i nie tylko. Poznałam masę fantastycznych osób, między innymi Dorotę z bloga Przeczytanki, Martę z bloga Marta wśród książek, Monikę z bloga Halmanowa, a także Ewę Formella, autorkę mojej książkowej niespodzianki z wymiany, i Agnieszkę Pruską, z którą głowiłam się nad supertrudnym quizem. Udało mi się nawet zamienić kilka słów z Agnieszką z bloga Czytam, bo lubię, którego podglądam cichaczem od samego początku mojej blogerskiej przygody.
Jestem pod wrażeniem profesjonalizmu całego wydarzenia – na każdego z uczestników czekał imienny identyfikator z pamiątkową smyczą z potwornym hasłem od Potwornie Prawdziwe „Zbieram książki, żeby kiedyś wreszcie zbudować z nich fort, odgrodzić się od świata i założyć własne państwo.” (nic dodać, nic ująć, to właśnie moje życiowe motto!) i torba z logo spotkania wypełniona po brzegi dedykowanymi niespodziankami od sponsorów. A fotobudka skutecznie uporała się z resztką mojego początkowego zagubienia. O słodkim poczęstunku i jubileuszowym torcie z kolorową posypką nawet nie wspominam, bo wszystko poszło w boczki. Ale niczego nie żałuję. Organizatorom spotkania, czyli Oli z bloga Aleksanda czyta oraz Zuzi i Alanowi z bloga Recenzjum należą się naprawdę wielka brawa. Serdeczne dzięki również wszystkim sponsorom za genialne prezenty – wyszłam obładowana jak wielbłąd, a co pozycja, to ciekawsza. Potrzebuję dodatkowych kilku godzin na dobę, żeby to wszystko przeczytać i poukładać.
Do zobaczenia za rok, bo już na pewno się mnie nie pozbędziecie!
Oja. W takich momentach kocham swój czytnik (za tydzień jedziemy razem w góry) :D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też mam, ale jakoś zupełnie nie mogę się przestawić. Na wyjazd faktycznie go zabieram, ale książka papierowa też się jakoś zawsze w bagażu zaplącze :D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Super, że przyszłaś na spotkanie i masz ochotę być na następnych :) Za rok będziesz już lwem rozłożonym od początku wygodnie na kanapie ;)
PolubieniePolubienie
Takie spotkania bardzo integrują ludzi, zwłaszcza tych, którzy znajdują się po dwóch stronach książek. Cieszę się na każde nasze tego typu spotkanie, byłam od początku. Cieszę się dlatego, że zawsze poznaję nowych ludzi. Mam nadzieje, ze spotkamy się kiedyś (przypadkiem) w Gdańsku :)
PolubieniePolubienie