Ostatni tydzień minął niczym oka mgnienie, strasznie szkoda, że to już koniec. Czas poskładać sobie wszytko do kupy i ocenić co poszło zgodnie z planem, a co zupełnie okrężną drogą. No i spróbować określić gdzie umknął cały ten czas?
Zaliczonych wyzwań: 7/8
3.07 – książka, w której ważną rolę odgrywają zwierzęta -> J. K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz”
4.07 – książka o przyszłości -> „Architektki”
5.07 – zła książka -> Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała”
6.07 – książka, która jest biografią -> „Architektki”
7.07 – książka, która porusza temat tabu -> Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała”
8.07 – książka zekranizowana w 2016 lub 2017 roku -> J. K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz”
9.07 – co najmniej 1500 stron -> ten wynik pomińmy milczeniem.
Co prawda każdą z przeczytanych książek wybrałam tak, by pasowała do dwóch kategorii i trochę zaszalałam z nadinterpretacją tematów (szczególnie przy książce o przyszłości, która u mnie de facto jest książką o przeszłości), ale prawie wszystko się udało. Nie przeczytałam 1500 stron, ale mierząc siły na zamiary nawet tego nie planowałam. Za to spełniłam swoje prywatne dodatkowe wyzwanie – w czasie maratonu nie kupiłam żadnej nowej książki i nie wypożyczyłam nic z biblioteki. Co prawda ze spotkania blogerów w Sopocie wróciłam z pełną siatą książkowych prezentów i nowych pozycji z wymiany, ale to się nie liczy!
Przeczytanych stron: 312+286+164= 762
Czyli zgodnie z mniej optymistycznym planem.
Przeczytanych książek: 3/4
Nie spodziewałam się, że utknę aż na trzy dni przy mojej „złej książce”. Cóż, okazała się naprawdę zła. W związku z tym nie zdążyłam sięgnąć po książkę Rodana, którą planowałam jako „gratis na koniec”.
Swoją drogą zupełnie przypadkowo wybrałam sobie książki bardzo różnorodne i idealnie zrównoważone, podobnie jak moje odczucia po lekturze:
Scenariusz „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” naprawdę bardzo mi się podobał, co przyjęłam z niemałym zaskoczeniem.
Czytając „Architektki” dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam.
Natomiast „Kobieta dość doskonała” kompletnie mi się nie podobała i chociaż się tego spodziewałam, i tak byłam rozczarowana.
Napisanych recenzji: 2/3
Staram się nie sięgać po nową książkę, dopóki na dobre nie rozprawię się z poprzednią. Gdybym nie to postanowienie nigdy nie udałoby mi się nic napisać, tylko rzucałabym się od książki do książki, do świata do świata aż wszystkie refleksje o poprzednich kompletnie uciekłyby mi z głowy. Na czas bookAThonu zrobiłam sobie wyjątek od tej reguły, ale recenzja środkowych „Architektek” już się grzecznie pisze.
Miejsca, w których czytałam: na kanapie (a jak!), na fotelu, w małżeńskim wyrku, przy stole w trakcie konsumpcji, na spacerze z Bobasą, w sklepowej kolejce, na ławce na placu zabaw, na plaży, po kostki w morzu.
Ponadto: podczas czytania pożarłam strasznie dużo owoców i zielonego groszku oraz wypiłam zastraszające ilości herbaty; dwa razy odkładałam książkę Kubryńskiej w kąt i oddawałam się refleksjom na temat „co ja czytam i czemu to sobie robię”; zrobiłam kilka całkiem ładnych zdjęć z książką w tle i wreszcie nauczyłam się je rozjaśniać; oddając się lekturze przypaliłam jeden obiad; oddając się lekturze nie zauważyłam, że Dzieć topi plastikowe gofry w nocniku; oddając się lekturze zachlapałam jedną z książek pomidorówką (ale że to była pozycja o pewnej bardzo niedoskonałej kobiecie, to ani trochę nie było mi szkoda); w tak zwanym międzyczasie zaliczyłam fantastyczne spotkanie A może nad morze? Z książką i wyszłam odrobinę do ludzi.
Podsumowując: Było trochę zachwytów i trochę rozczarowań, przypałętało się też sporo bólu pleców i karku od przyjmowania dziwnych pozycji przy czytaniu. Nie jest idealnie, ale jak na obecne klimaty chyba poszło mi całkiem nieźle. Najważniejsza jest w końcu zabawa i przyjemność z lektury. A w przyszłym roku na pewno będzie jeszcze lepiej!
Za to niekwestionowaną Mistrzynią BookAThonu 2017 została Maj – swój książeczkowy stosik czytała przynajmniej raz (!) każdego dnia maratonu (!!!). Czytała za pomocą mamy, taty i cioci, a także sama zabierała się za przeglądanie wybranych lektur. I powiem szczerze, że sięgając po swoje zaplanowane lektury oraz wiele niezaplanowanych znowu i znowu (naprawdę bez chwili wytchnienia, chyba wszystko znam już na pamięć!), nie jestem pewna, czy nie zawstydziła mnie z ilością przeczytanych stron.
Podsumowując część 2: To był szalenie intensywny i bardzo zaczytany tydzień. Obie jak zwykle bawiłyśmy się świetnie w wybornym towarzystwie książek. Trochę odpoczniemy i pewnie znowu rzucimy się w wir trochę bardziej spontanicznego czytania, bo tak naprawdę nasze życie to jeden wielki książkowy maraton (O, to mi się udało. Oficjalnie ogłaszam to zdanie złotą myślą naszego bookAThonu!). A tak z mniejszą ilością patosu: było super! Prosimy o więcej takich imprez!
Wielkie gratulacje! Cyferki tak naprawdę nie mają większego znaczenia – fakt, że się dobrze bawiłaś to największa wygrana w BookAThonie. :)
PolubieniePolubienie
Dzięki wielkie za gratulacje, ale przede wszystkim za wszystkie trudy organizacji. Obie z córą bawiłyśmy się świetnie!
PolubieniePolubienie