Pudełka-niespodzianki to ostatnio internetowy hicior. Poza kilkoma różnymi niespodziewajkami książkowymi widziałam ofertę boxów z kosmetykami, zdrową żywnością, dla brodaczy (!) czy dla świeżo upieczonych mam i ich niemowlaczków. Swoją przygodę z tą formą wydawania pieniędzy na swoistego „kota w worku” zaczęłam swego czasu od… no właśnie „Kota w worku”, czyli pudełka dla kotów i Kocich Mam (uwielbiam i polecam <3). Skusiłam się również na lutowego Epik Boxa, który miał być prezentem na walentynki, ale tu spotkało mnie rozczarowanie, gdyż z powodu opóźnienia w drugim tygodniu marca wciąż go nie ma.
Bardzo entuzjastycznie podeszłam do informacji o drugiej edycji ArtBoxa, czyli „Paczki – niespodzianki ze sztuką w środku”, cytując reklamę z portalu niezłasztuka.net. Na pierwszą edycję zaspałam i się nie załapałam, tym razem posadziłam męża na czatach i, przy wsparciu budzika, udało mu się upolować pudełko dla mnie. A to już samo w sobie niezła sztuka, bo artystyczne boxy zniknęły w przeciągu 10 minut. W taki oto sposób dostałam od męża artystyczna nagrodę-niespodziankę za obronienie mojego artystycznego licencjatu.
A oto, co znalazłam po rozpakowaniu:
Pozytywnie zaskoczyła mnie ilość zawartych w paczce przedmiotów. Do wyboru były dwie opcje pudełek – klasyczny za 99zł i deluxe za 399zł. Zdecydowałam się na mniej szaloną opcję i jak na taką kwotę, zawartość paczki jest bardzo adekwatna.
Książka Meika Wikinga „Hygge. Klucz do szczęścia” – czyli moment, w którym podskoczyłam z radości, bo już od dawna polowałam na książkę o hygge i jakiś czas temu przegapiłam ją w Lidlu, za co robiłam sobie wyrzuty przez miesiąc.
Audiobook „Małe Życie” – tym razem dla mnie kiepski prezent, bo „Małe życie” już czytałam, a i za książkami do słuchania nie przepadam, wolałabym płytę z muzyką.
„Niemapa. Łódź” – chociaż w Łodzi nie byłam i raczej się nie wybieram w najbliższym czasie, to to znalezisko mnie ucieszyło. Mapa niemapa jest bardzo ładna wizualnie i pełna ciekawostek dla małego podróżnika. Za kilka lat, jak Bobasa podrośnie, to wybierzemy się przy jakiejś okazji na wycieczkę, żeby ją wykorzystać – dobra promocja regionu ;)
Duperelki od Pan tu nie stał – mi trafiła się naszywka dla fana Disco Polo i zapałki zołzy. Zapałki się kiedyś zużyje, ale osobiście uważam je za zbędne. Nie w moim guście i mało przydatne.
Piernik od Będzie słodko – śliczny i apetyczny. Nie wiem, czy nie będzie szkoda mi go zjeść, ale na pewno będę na niego długo patrzeć. Zdecydowanie w jedzeniu widzę sztukę :P
Notatnik Spod Lady – notatników nigdy dość i zawsze się przydają. Chociaż jestem typem, który dla siebie wybrałby raczej delikatną i romantyczną okładkę (ewentualnie ze słodkim kotkiem), to ten robotniczy design też do mnie przemawia. Spod Lady znam i lubię.
Olejek do demakijażu i próbki kosmetyków od Resibo – nie korzystałam wcześniej z naturalnych kosmetyków, chętnie wypróbuję.
Masło do ciała z Miodowej mydlarni – nie przepadam za tego typu smarowidłami, mam swój ulubiony, wypróbowany balsam i jestem mu wierna. Wypróbuję, ale raczej nie zużyję.
Edit 13-03-2016 – To mazidło, to dla mnie odkrycie stulecia, nigdy jeszcze nie byłam tak pozytywnie zaskoczona kosmetykiem. Jest po prostu cudowne – twarda konsystencja rozpływa się w kontakcie z ciałem, genialnie się wchłania i nawilża, przyjemnie pachnie, a delikatny zapach utrzymuje się przez kilka dni (!). Jedyny minusik, to wysoki słoiczek, z którego trudno smarowidło wydobyć – trzeba zainwestować w nóż do masła ;) To zdecydowanie będzie mój hit, jeszcze nie trafiłam na masło/balsam, który tak bardzo by mi podpasował – właśnie za takie zaskoczenia uwielbiam boxy z niespodziankami <3
Mydło z Ministerstwa Dobrego Mydła – kiepski traf, mydeł w kostce nie lubię i nie używam, są nieporęczne i zostawiają wysuszoną skórę. Ładnie pachnie, to włożę do szafy z ubraniami, ale na pewno nie wykorzystam.
Filiżanka do espresso od IMKAdesign – kolejny nietrafiony gadżet. Za kawą nie przepadam, a już espresso na pewno nie przełknę. Znacznie bardziej wolałabym pełnowymiarowy kubek, w którym zmieści się i kawa i herbata, albo na przykład miseczkę. Filiżanka jest śliczna i urocza, więc zanim Maj podrośnie i podbierze mi go dla lalek, zostanie świecznikiem.
Broszura Justyny Dybala „Mama 1980” – obrazkowa historia o macierzyństwie w latach 80. I chwila artystycznej refleksji nad zmianami jakie dokonały się w przeciągu ostatniego półwiecza. Choć nie jest to rodzaj sztuki, którego zwykle szukam, to jestem pozytywnie zaskoczona. W końcu jednym z celów tego rodzaju pudełek-niespodzianek jest poznawanie nowych rzeczy.
Drewniane klocki magnetyczne od B-toms – elegancka prosta forma, ale moim zdaniem mało artystyczne, nie różnią się za wiele od drewnianych łamigłówek popularnych kilka lat temu. Bobasa chętnie się nimi bawi, ale gdybym nie miała dziecka, to zupełnie nie wiedziałabym co z nimi zrobić.
Mucha w koniki od Muchmore – ani ja, ani Małż much nigdy nie praktykowaliśmy, może najwyższy czas zacząć? Dla mnie nowość i fajna inspiracja.
Wydruk artystyczny pracy Katarzyny Skośkiewicz – mój absolutny faworyt, przepiękny górski widok. Tego właśnie oczekiwałam po artystycznym pudełku i tego chciałabym więcej.
Zakładka magnetyczna z fragmentem obrazu Rafała Olbińskiego od DESA Modern – fajny, użyteczny gadżet związany ze sztuką. W dodatku z artystą, którego wcześniej nie znałam.
Podsumowując – jestem bardzo pozytywnie zaskoczona ilością rzeczy w pudełku. Nie mam też najmniejszych zastrzeżeń co to wysyłki – paczkę kupioną w sobotę otrzymałam już we wtorek (duży kontrast do kupionego w styczniu Epikboxa, na którego wciąż czekam). Zawartość trafiła w mój gust w 50%, są rzeczy, które mnie zachwyciły i które mnie rozczarowały, ale to chyba typowe dla niespodzianek. Głównymi zastrzeżeniami jest zaskakująco mała ilość sztuki w ArtBoxie. Za dużo za to kosmetyków, jeden wystarczył by w zupełności, w końcu są specjalne pudełka dla fanów naturalnej pielęgnacji. Zaskoczył mnie też pewnien brak jedności – z jednej strony gadżety związane z szarą rzeczywistością prl-u, z drugiej hipsterskie kosmetyki, z trzeciej książka o hygge, z czwartej dowcipny pierniczek i zabawna muszka – trochę miszmasz. Moja ocena to mocna 4, może kiedyś skusze się jeszcze na jakiegoś „kota w worku” od niezlasztuka.net.
Nawet nie wiedziałam, że takie pudełko istnieje.
Dla mnie pudełka to jak zdrapki. Niby człowiek wie, że lepiej byłoby wydać pieniądze na rzeczy, które się lubi, ale z drugiej strony dreszczyk emocji przyciąga mocniej niż magnes.
Też czekam na epikbox i już zniecierpliwiona przebieram nóżkami.
Kiedyś kupiłam sobie olejek resibo i muszę powiedzieć, że nie jest wart swojej ceny. Taką mieszankę olejków do zmywania makijażu każdy może zrobić sobie sam ;)
PolubieniePolubienie
Dla mnie najważniejszy w olejku do demakijażu jest fakt, czy zmywa on makijaż. Niestety wiele kosmetyków w tym przypadku zawodzi, dlatego używam jednego wypróbowanego (i zapewne ani trochę nie naturalnego) :D
Nie spotkałam się wcześniej z tą firmą, chętnie wypróbuję.
W tego rodzaju boxach, obok zaspokajania ciekawości, lubię właśnie możliwość próbowania nowych rzeczy, których normalnie pewnie bym nie kupiła.
PolubieniePolubienie
Nie słyszałam o tym boxie, ale brzmi i wygląda super :) Ale kurcze, serio trochę tej sztuki mało, po „Hygge” i „Małym życiu” raczej nie skłaniałabym się za bardzo przy artyzmie samym w sobie. Ale kosmetyki, cudo! :) Dużo świetnych rzeczy, cena całkiem całkiem. Nic, tylko kupować ;)
PolubieniePolubienie
Niby w „Małym życiu” jest duży wątek artystyczny, a Hygge to sama w sobie sztuka życia, ale spodziewałam się jednak nieco bardziej „klasycznie artystycznych” znalezisk ;)
PolubieniePolubienie