Z cyklu: „Czas na zaległe recenzje”.
Po szczęśliwym uporaniu się z sesją w końcu muszę wygospodarować kilka chwil na krótkie podsumowanie tego, co czytałam udając, że się do wspomnianej sesji uczę. Tym razem krótko o krótkim:
Nowela z założenia ma być krótką formą literacką, w tym przypadku miałam jednak wrażenie, że zaburzone zostały pewne proporcje. Akcja zaczęła się ciekawie, powoli się rozwijała pozwalając czytelnikowi poznać bohatera i jego sytuację. I nagle nastąpiło cięcie – brutalny zwrot akcji, który moim zdaniem zaburzył harmonię utworu. Być może takie było założenie autorki i gwałtowne zakończenie miało być wstrząsem, może rodzajem katharsis. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że zbliżając się do wyczerpania limitu stron maszynopisu trzeba było po prostu szybko zakończyć historię. Trochę szkoda, bo moim zdaniem interesująca tematyka i sposób jej rozważania miał potencjał na bardziej rozbudowaną końcówkę. Niemniej jednak literacko i treściowo jestem zadowolona z lektury. Tylko (jak zwykle zresztą) w książce za szybko skończyły się kartki.
Anna Maria Vanitachi, Są miejsca, w których nie rosną róże, Milicz: Wydawnictwo The Cold Desire, 2014, 93 strony.